Turów organizuje konferencje. TVN 24 porusza temat "dopingu"

Włodarze PGE Turowa Zgorzelec są przekonani, że wykonane infuzje nie były nielegalne i stają murem za fizjoterapeutą Maciejem Żmijewskim. Prezes zarządu Waldemar Łuczak podkreśla, że nie otrzymał żadnego oficjalnego pisma ani ze strony ligi, ani Komisji Antydopingowej. Dwie godziny po zakończeniu konferencji prasowej w Zgorzelcu temat domniemanego dopingu w przygranicznym klubie trafia na czołówkę tvn24.pl, a szef Komisji Jerzy Smorawiński przyznaje: - Wysłaliśmy pismo do prezesa Turowa z prośbą o wyjaśnienie sprawy. Wkłuwanie się w czyjeś żyły z gołymi łapami jest szokujące. Sprawę w porannych wiadomościach o godz. 7.30 poruszyło także Radio Zet.

Włodarze PGE Turowa Zgorzelec są przekonani, że wykonane infuzje nie były nielegalne i stają murem za fizjoterapeutą Maciejem Żmijewskim. Prezes zarządu Waldemar Łuczak podkreśla, że nie otrzymał żadnego oficjalnego pisma ani ze strony ligi, ani Komisji Antydopingowej. Dwie godziny po zakończeniu konferencji prasowej w Zgorzelcu temat domniemanego dopingu w przygranicznym klubie trafia na czołówkę tvn24.pl, a szef Komisji Jerzy Smorawiński przyznaje: - Wysłaliśmy pismo do prezesa Turowa z prośbą o wyjaśnienie sprawy. Wkłuwanie się w czyjeś żyły z gołymi łapami jest szokujące. Sprawę w porannych wiadomościach o godz. 7.30 poruszyło także Radio Zet.

Kilka dni temu w Internecie pojawił się film na którym widać, jak fizjoterapeuta Maciej Żmijewski podaje dożylnie Damianowi Kuligowi i Tony’emy Taylorowi nieznany płyn. Wg. anonimowego autora są to niedozwolone w sporcie infuzje dożylne. Informacje te wywołały w światku koszykarskim spore poruszenie. Komisja Antydopingowa donosi, że zgorzelecki klub miał obowiązek zgłoszenia przeprowadzenia infuzji nawet po ich wykonaniu. Dyrektor komisji Michał Rynkowski twierdzi ponadto, że do zabiegu powinno dojść w bardziej sterylnych warunkach.

- Wiecie w takim razie więcej ode mnie - odpowiadał dziennikarzom na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Waldemar Łuczak, prezes PGE Turowa Zgorzelec. - Nie posiadam informacji o żadnych działaniach komisji w tej sprawie. Nie wiem również czy przytaczane przez państwa informacje były autoryzowane. Do 29 stycznia do klubu nie wpłynęło żadne oficjalne pismo. Nie otrzymaliśmy nawet w tej sprawie ani jednego telefonu. My nie mamy żadnych zastrzeżeń dotyczących sterylności gabinetu. Jesteśmy przekonani, że nasi zawodnicy, jak i fizjoterapeuta nie złamali przepisów antydopingowych. Liczymy na to, że będziemy mogli to niezwłocznie udowodnić.

Pismo do klubu zostało już jednak wysłane, co potwierdził na łamach tvn24.pl ponad dwie godziny po zakończeniu zgorzeleckiej konferencji Jerzy Smorawiński, szef Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.

- Nasza komisja wysłała pismo do prezesa Turowa z prośbą o wyjaśnienie sprawy. Przepisy zostały naruszone, ale wciąż nie wiemy najważniejszego - co podano zawodnikom - tłumaczy Smorawiński.

Afera wzbudza wśród kibiców i obserwatorów koszykówki wiele emocji. Ciężko sobie bowiem wyobrazić aby Maciej Żmijewski, który w reprezentacji Polski opiekował się m.in. Marcinem Gortatem, dawał doping, a ambitny zawodnik jakim jest Damian Kulig, go przyjmował. Jak w rozmowie z Przeglądem Sportowym przyznaje sam fizjoterapeuta - w swojej karierze wysłał kilkadziesiąt dokumentów TUE wymaganych przy podawaniu tego rodzaju środków.

- Po sprawdzeniu przepisów antydopingowych mogę powiedzieć z pełną stanowczością, że zarówno sztab szkoleniowy, jak i zawodnicy nie mają sobie nic do zarzucenia. Maciej Żmijewski zawsze działał zgodnie z prawem oraz przepisami antydopingowymi - kontynuował Waldemar Łuczak.

Najważniejsze z perspektywy przepisów prawa ma jednak znaczenie to, czego i ile, otrzymali zawodnicy PGE Turowa Zgorzelec. W trakcie powrotu z jednego z spotkań wyjazdowych czterech reprezentantów zgorzeleckiego klubu oraz kierowcę autobusu dopadło zatrucie pokarmowe. Zgodnie z zaleceniami lekarza koszykarze zostali poddani tego rodzaju zabiegowi. Ale…

- Wkłuwanie się w czyjeś żyły z gołymi łapami jest szokujące. Ponadto zostało złamane prawo, ponieważ przyjmowanie infuzji jest zakazane. Od kilku lat zabrania się podawania sportowcom więcej niż 50 mililitrów płynu, bez wskazania lekarskiego. To nosi znamiona dopingu - tłumaczy dla tvn24.pl Smorawiński. Nawet jeżeli przyczyną podania kroplówki były wymioty to zgorzelecki klub miał obowiązek poinformować o tym Komisję.

Nieoficjalne doniesienia mówiły o tym, że dłuższa wersja filmu trafiła do klubu kilka tygodni wcześniej. Całość składa się podobno z czterech części nakręconych pomiędzy październikiem, a grudniem zeszłego roku.

- Nie będę o tym mówił ponieważ czekamy na złożenie dokładnych wyjaśnień przed odpowiednimi instancjami. Nie chcemy aby komisja dowiadywała się o naszych działaniach i racjach z prasy. Nie wiemy kto jest autorem filmu, ale nie zamierzamy w tym celu podejmować jakichkolwiek kroków prawnych. Jeżeli ktoś chce obejrzeć gabinet naszego fizjoterapeuty z bliska to może to zrobić oficjalnie, a nie z ukrycia - dodał sternik klubu z przygranicznego miasta.