Niczym rycerz na białym koniu radny powiatowy Artur Sienkiewicz postanowił wziąć w obronę bogatyńskie dzieci, które jego zdaniem są pozbawiane świeżych owoców i warzyw wykupowanych przez Czechów. Przy okazji wyszło na jaw, że radny ma kłopoty z liczeniem i nie zna się na prawie.
O swojej bezpardonowej akcji w imieniu mieszkańców Bogatyni radny poinformował na Facebooku. Jak się okazało, wczoraj (15.11) rozdawał Czechom, jak i wkładał za wycieraczki samochodów apel (treść w załączeniu) o „Zachowanie Kultury Zakupów”. Jak pisze: prośba została przetłumaczona na język czeski, a wszyscy, z którymi rozmawiał, podchodzili ze zrozumieniem i przyznawali mu rację…
W treści pisma nie dowiemy się jednak o co dokładnie, chodzi z tą kulturą zakupów. Radny napisał, jednak o co ma pretensje. Chodzi mu o hurtowe wykupowanie towarów. W tym jogurtów, mięsa czy wspomnianych owoców i warzyw.
Czechom dostało się przy okazji za Turów. Najwidoczniej zdaniem radnego ci powinni sypać głowę popiołem i w ogóle w Polsce się nie pokazywać. Albo całować Polaków po rękach, że pozwalają im kupować w swoich sklepach.
Na tym jednak nie koniec, swoją bezmyślną akcją radny pokazał, że ma kłopoty z liczeniem oraz że nie zna się na prawie. Rodzi się bowiem pytanie, na jakiej podstawie wystosował ten apel w imieniu mieszkańców Bogatyni? Dlaczego tak go podpisał? Pozwolił mu na to mandat radnego? Nic z tego. Radny nie ma takiej reprezentacji. Zebrał podpisy pod swoim apelem od większej części mieszkańców? Też nie. A może ma uchwałę rady miejskiej, lub rady powiatu, która podjęła taki apel? Nie…
Zdaniem naszych czytelników kłopotem nie są Czesi, ale złe zarządzanie marketów i to głównie jednej marki. Brakuje rąk do pracy i stąd te kłopoty. Radny jak chciał reagować, to powinien wystąpić z apelem do zarządców sieciówek. Jak piszą czytelnicy: nie raz i nie dwa widać rozstawione w alejkach palety, które na rozładowanie czekają nawet cały dzień, a niekiedy i dłużej, bo nie ma kto tego zrobić.
Dlatego, zamiast kompromitować się na parkingach, niech radny podejmie lepiej inicjatywę, by bogatyński samorząd wystąpił do właścicieli sklepwó o to, że gdy nie są w stanie zapewnić odpowiedniej podaży, to niech wprowadzą ograniczenia na hurtowy zakup przynajmniej niektórych produktów. Taka interwencja będzie skuteczniejsza, niż ta o której piszemy, a która tak naprawdę jest tylko prowokacją do wzajemnej, sąsiedzkiej niechęci.
Rodzi się jeszcze pytanie, a co gdy role się odwrócą? Jak kilka dni temu pisał bankier.pl - inflacja w Czechach gwałtownie spadła. Nie wiadomo czy to stały trend, ale u nas nie jest tak różowo. A co gdy to w przyszłym roku my będziemy jeździć na zakupy do naszych południowych sąsiadów? Jak radny zareaguje, gdy za wycieraczką swojego samochodu znajdzie apel żeby zachował kulturę, bo swoimi hurtowymi zakupami pozbawia owoców Czeskich dzieci?