Görlitz to bez wątpienia jedno z najładniejszych miast byłej NRD. W zasadzie to chyba najładniejsze, bo nad głównymi konkurentami ma dość istotną przewagę. Drezno, Budziszyn, Wismar, Stralsund, Erfurt czy Weimar mniej lub bardziej (z naciskiem na tę drugą opcję) ucierpiały podczas II wojny światowej, natomiast historyczna część Görlitz od wieków pozostaje praktycznie nietknięta przez żadne działania wojenne. Dzięki temu posiada świetnie zachowaną architekturę pochodzącą z wielu epok (późny gotyk, renesans, barok). Łącznie jest tutaj aż 4 tys. budynków wpisanych do rejestru zabytków!
Od redakcji: za zgoda autora bloga „Ja volim fudbal” Mateusza Kasprzyka publikujemy jeden z tekstów na temat piłki niżnej w wydaniu lokalnym, regionalnym dotyczącym sąsiadów po drugiej stronie Nysy Łużyckiej. Świetny tekst nie tylko dla kibiców piłkarskich, ale pozostałych pasjonatów naszego trójstyku.
Na końcu artykułu publikujemy odnośniki do książki Mateusza (ebook, pdf) pod tytułem: „Piłkarski przewodnik po byłej NRD 2. Futbol na pograniczu”.
W konsekwencji miasto stało się wdzięcznym i bardzo popularnym plenerem filmowym. Dlatego dzisiaj jest znane również jako… Görliwood – maksymalnie wykorzystując potencjał swojej unikalnej architektury oraz tego, że relatywnie niedaleko (pod Berlinem) znajduje się słynne studio filmowe Babelsberg w Poczdamie. Trudno wyobrazić sobie lepszą lokalizację, żeby podjechać kawałek i dokręcić kilka kadrów w naturalnych warunkach.
W Görlitz nakręcono już sceny do ponad stu filmów, w tym takich klasyków, jak Grand Budapest Hotel Wesa Andersona i Bękarty Wojny Quentina Tarantino, który zdecydował, że właśnie na ulicach tutejszej starówki powstaną m. in. ujęcia z propagandowej rzezi,jaką zgotował Amerykanom niezmordowany szeregowy Frederick Zoller.
Kinematografia pozwoliła napisać miastu success story, co w przypadku ośrodków z byłej NRD wcale nie jest rzeczą przesadnie oczywistą. Wschód Niemiec cierpi z reguły na permanentny brak perspektyw i pomysłu na swoje nowe ja. Pojęcie ostalgii (tęsknoty za NRD) wcale nie jest uczuciem marginalnym w społeczeństwie, które nadal szuka swojej tożsamości. A w Görlitz można wybrać się na wycieczkę śladami gwiazd znanych z Hollywood albo zaliczyć tour po najsłynniejszych filmowych lokacjach. Po ulicach miasta kursuje też specjalnie obrendowany tramwaj, który jest częścią normalnej, rozkładowej linii i ma pomóc turystom w odkrywaniu filmowego Görliwood.
Po drugiej stronie Nysy Łużyckiej znajduje się natomiast polski Zgorzelec, który przed wojną był po prostu częścią Görlitz. Tak, jak Słubice (wówczas Dammvorstadt) były podmiejską dzielnicą Frankfurtu nad Odrą, a dzisiejszy Gubin integralną (i centralną) częścią miasta Guben.
W przypadku Zgorzelca dysonans pomiędzy polską a niemiecką częścią miasta jest jednak zdecydowanie największy.
Frankfurt nad Odrą ma co prawda swój uniwerek, Oderturm i tramwaje, ale momentami przypomina miasto-widmo. To w znacznie mniejszych Słubicach tętni życie. Nawet, jeśli przede wszystkim opiera się na handlu fajkami, paliwem i podróbami na bazarze, to jednak pacjent ma względnie prawidłowe tętno. Szczególnie że w Słubicach powstają nowe osiedla, a we Frankfurcie kolejne kwartały bloków święcą pustkami.
W pojedynku Gubin – Guben jest z kolei 1:1. Oba miasta mają taką samą liczbę ludności (po 16 tys.) i architekturę naznaczoną praktycznie całkowitą zagładą w 1945 r. A po niemieckiej stronie – upiorność i nuda wyczyszczonego do trumny trupa. Wszyscy zwiewają stąd na zachód, ale zostawiają umyte okna i pozamiatane ulice – pisał o Guben Ziemowit Szczerek.
Zgorzelec przy Görlitz wygląda natomiast, jak Polonez Caro przy odpicowanej C-klasie. Po polskiej stronie istnieje tylko niewielka część historyczna – zlokalizowana wzdłuż rzeki, nazywana Przedmieściem Nyskim. Poza tym Zgorzelec to jednak przede wszystkim bloki. Osiedla mieszkaniowe na szeroką skalę zaczęły tutaj wyrastać na początku lat 60-tych, gdy w okolicy powstał wielki kombinat przemysłowy Turów(elektrownia i kopalnia węgla brunatnego). Na przestrzeni zaledwie dekady (od 1955 do 1965) liczba mieszkańców polskiego Zgorzelca wzrosła trzykrotnie. Z 8 do 24 tysięcy.
W ostatnim czasie o Turowie zrobiło się głośno w całej Europie, bo sąsiedzi (Czesi i Niemcy) domagają się zamknięcia kopalni, co byłoby dramatem dla tutejszego rynku pracy. W czasach prosperity mały Zgorzelec posiadał jednak chociażby czołową drużynę koszykówki w Polsce, a mieszkańcy – choć jest ich zaledwie 30 tys. – dzisiaj mają do swojej dyspozycji Multikino, Castoramę czy Leroy Merlin, co raczej nie jest standardem w miejscowościach tej wielkości. Oczywiście wynika to też z bliskości granicy i Niemców, którzy – szczególnie przy aktualnym kursie euro – lubią wpadać tutaj na zakupy.
Architektoniczny kontrast pomiędzy niemiecką a polską stroną jest ogromny. Na wzgórzu, nieopodal Nysy Łużyckiej, znajduje się blokowisko zwane Manhattanem. Betonowe Gierki sięgają tutaj nawet dziesiątego piętra i – w bonusie z ukształtowaniem terenu – dominują okoliczny krajobraz. Niestety mają starą, paskudną elewacje.
I gdy pójdziemy sobie na drugą stronę rzeki, do Görlitz, a konkretnie na Untermarkt (Rynek Dolny), gdzie kręcono Bękarty Wojny, to od razu rzuci nam się w oczy jedna rzecz, która zaburza piękno oraz spójność tego miejsca. Jeśli spojrzymy na wschód, to pomiędzy dachy zabytkowych kamienic bezpardonowo wepchnie się nam paskudny blok z płyty majaczący na wzgórzu po polskiej stronie.
Druga sprawa to wspomniane wcześniej Przedmieście Nyskie. Przed wojną była to niewielka, w zasadzie początkowa część starówki zlokalizowana jeszcze na wschodnim brzegu rzeki. W 1945 r. wycofujący się Niemcy wysadzili wszystkie mosty na Nysie Łużyckiej. Ten w sercu starego Görlitz również. W efekcie ucierpiały właśnie m. in. zabudowania Przedmieścia Nyskiego, które po wojnie znalazło się po polskiej stronie. Jego głównym punktem był Plac Pocztowy (Töpferberg). Po dziesięciu latach (w 1955 r.) władze zdecydowały, że pozostałe ruiny należy wyburzyć.
Panorama Görlitz z polskiej strony. (fot. własne autora)
W ostatnich latach jeden z prywatnych inwestorów postanowił odbudować Plac Pocztowy i postawił kwartał kilkunastu całkiem schludnych kamienic, które to mają nawet wizualny potencjał, żeby stać się namiastką zgorzeleckiego rynku. Problem w tym, że… cały teren od dawna jest ogrodzony, zamknięty, a kamienice stoją puste. To, co dzieje się (a właściwie nie dzieje) z tą inwestycją jest tajemnicą poliszynela i popularnym tematem w lokalnych mediach.
Obszar po polskiej stronie wygląda więc quasi-groteskowo. Najpierw, na zarośniętych fundamentach dawnych budynków jest parking, kawałek dalej stoją puste kamienice, a całość uzupełniają: brzydki, socrealistyczny budynek przy samym moście, sklep z ziggareten i food park serwujący mające po 40 cm zapiekanki (wraz z pięknym widokiem na Görlitz). Luk w zabudowie jest bardzo dużo, co najlepiej widać z satelitarnej perspektywy na google maps. Polska estetyka w pigułce.
Przedmieście Nyskie z lotu ptaka (Maps Google).
Görlitz jest wyjątkowym miejscem także na piłkarskiej mapie Niemiec, ponieważ jako jedyne miasto wydało na świat aż dwóch kapitanów reprezentacji narodowej. Pierwszym był Hans-Jürgen Dörner – przez niektórych nazywany nrdowskim Franzem Beckenbauerem. Absolutna legenda Dynama Drezno i reprezentacji NRD, z którą zdobył złoty medal olimpijski w 1976 r., ogrywając w finale Polskę 3:1.
Drugi to oczywiście Michael Ballack, który z opaską kapitańską na ramieniu reprezentował już Niemcy zjednoczone. Ale o ile zmarły w 2022 r. Dörner był przez całe życie mocno związany z Görlitz, o tyle Ballack opuścił rodzinne miasto już jako półroczne dziecko. Przeprowadził się wraz z rodzicami do przemysłowego centrum Saksonii, czyli Karl-Marx-Stadt (dzisiejsze Chemnitz).
W Görlitz urodził się też m. in. Jens Jeremies. Legenda Bayernu Monachium, wicemistrz świata, zdobywca Ligi Mistrzów, ponad 50-krotny reprezentant Niemiec.
***
Paradoks miasta położonego nad Nysą Łużycką polega jednak na tym, że nigdy nie było w stanie zbudować silnej drużyny piłkarskiej. Za czasów NRD BSG Motor Görlitz spędził zaledwie dwa sezony na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Aktualnie kontynuator tej tradycji – NFV Gelb-Weiß Görlitz 09 gra w Kreisoberlidze, czyli de facto w… 8. Lidze.
Tym samym Görlitz jest najsłabszym piłkarsko miastem byłej NRD spośród tych, które w tej chwili liczą ponad 50 tys. mieszkańców. Frekwencja na meczach żółto-białych w tym sezonie oscyluje wokół zaledwie 100 widzów, a uwaga mieszkańców zainteresowanych futbolem ogniskuje się przede wszystkim na Dynamie Drezno. W Görlitz jest bardzo mocny fanclub legendarnej drużyny z Florencji nad Łabą, a flaga z nazwą przygranicznej miejscowości zawsze wisi na górze fanatycznego sektora K-Block na drezdeńskim stadionie.
Zdarza się też, że Dynamo Drezno przyjeżdża do Görlitz na sparingi. W marcu tego roku 2000 kibiców oglądało mecz testowy ze Slovanem Liberec.
Alternatywna nazwa Saksonii to „Dynamoland”. Tak jest wszędzie. (fot. własne autora)
Jeśli chodzi natomiast o scenę kibicowską wokół samego Gelb-Weiß Görlitz, to na przełomie wieków istniała grupka o nazwie Legion Schlesien podkreślająca swoje przywiązanie do śląskiej a nie saksońskiej tożsamości. Była to typowa dla wschodnich Niemiec w latach 90-tych banda nieco zbuntowanej młodzieży. Dzisiaj ciągle istnieje ich strona na Facebooku, na której można znaleźć sporo unikatowych materiałów historycznych. Zarówno z lat 90-tych, jak i czasów NRD. Zdjęcia, koszulki, programy meczowe, wycinki prasowe.
Głównym obiektem sportowym w Görlitz jest Stadion der Freundschaft, czyli Stadion Przyjaźni. To nazwa dość popularna w okolicy, bo taką samą noszą areny w Cottbus czy Frankfurcie nad Odrą. Tam są jednak domami drużyn piłkarskich, natomiast w Görlitz karty na zmodernizowanym w ostatnim czasie stadionie rozdają przedstawiciele innych dyscyplin (np. lekkoatleci), a futbol jest ograniczony przede wszystkim do szkolenia w drużynach młodzieżowych.
NFV Gelb-Weiß Görlitz 09 rozgrywa swoje mecze na obrzeżach miasta, na stadionieJunge Welt. Oddany do użytku w 1951 r. obiekt swoją konstrukcją raczej idealnie wpisuje się w kanon niewielkich stadionów, które powstawały w czasach NRD. Może pomieścić ok. 4 tysięcy widzów. Głównym elementem jest betonowa trybuna składająca się z ok. 20 rzędów gwarantujących miejsca stojące. Po drugiej stronie murawy – na trawiastym nasypie – znajduje się natomiast trochę krzesełek. Generalnie stadion żółto-niebieskich w Görlitz, przynajmniej na pierwszy rzut oka, sprawia wrażenie bardziej zaawansowanej konstrukcji od chociażby opisywanego przeze mnie wcześniej Paulshöhe w Schwerinie, który został pożegnany z najwyższymi honorami. Oba obiekty zostały natomiast sprawiedliwie, po równo nadgryzione zębem czasu.
Stadion Junge Welt. (fot. Thomas Schips)
Po II wojnie światowej – jak to miało miejsce w przypadku większości nrdowskichdrużyn – upłynęło trochę czasu, zanim ustalono docelową nazwę klubu. Po krótkich epizodach jako SG Görlitz-West i SV LOWA Görlitz, w 1951 r. powstał docelowy BSG Motor Görlitz, ponieważ klub trafił pod skrzydła przedsiębiorstwa Waggonbau Görlitzprodukującego pojazdy szynowe. To zresztą firma na stałe (od XIX wieku do dzisiaj) wpisana w krajobraz miasta. W 1965 r. nazwa została jeszcze delikatnie zmodyfikowana do BSG Motor WAMA Görlitz (po fuzji z BSG Energie Görlitz), żeby mocniej podkreślić obecność sponsora.
Zawodnicy z Görlitz – dzięki solidnemu wsparciu – mieli zapewnione całkiem niezłe warunki funkcjonowania, ale praktycznie przez całą swoją historię za czasów NRD nie byli w stanie wydostać się z trzeciego poziomu rozgrywkowego albo zmagań okręgowych. Sprzymierzeńcem klubu na pewno nie była geografia, ponieważ Saksonia od zawsze była najsilniejszym piłkarsko landem w NRD i miała nieporównywalnie więcej mocnych, aspirujących drużyn od północnej Brandenburgii czy pustynnej w aspekcie futbolu Meklemburgii. W Saksonii było więcej dużych ośrodków miejskich i przede wszystkim przemysłu, który na masową skalę był tak naprawdę zlokalizowany właśnie tylko w południowej części kraju (wszelkie kopalnie itd.).
Koszulka BSG Motor WAMA Görlitz. (fot. Legion Schlesien)
Dochodziło więc do sytuacji, że małe kluby z Saksonii były na rympał przenoszone na północ kraju, żeby jakoś wyrównać proporcje. Na przykład w latach 50-tych malutki Empor Lauter z serca Rudaw został wytransferowany do Rostocku. Później z tego Emporu narodziła się legendarna Hansa Rostock.
BSG Motor WAMA Görlitz największe sukcesy święcił więc w innych dyscyplinach. W szczytowym momencie klub miał ponad 800 członków zrzeszonych w 13 sekcjach, z których flagowymi były jeździecka i pięściarska.
W piłce nożnej godne odnotowania są w zasadzie tylko dwa sezony: 1965/1966 i 1977/1978. To jedyne momenty, kiedy Motor WAMA Görlitz grał w DDR-Lidze, czyli na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. W obu przypadkach dla beniaminka okazywały się to jednak zdecydowanie za wysokie progi.
Pierwszy sezon (65/66) zespół z Görlitz zakończył na 15., przedostatnim miejscu, mając na finiszu zmagań cztery punkty straty do bezpiecznej pozycji. Drugie podejście (77/78) zakończyło się natomiast kompromitacją. Motor zamknął stawkę ze wstydliwym dorobkiem pięciu punktów (dwie wygrane i remis (wówczas za zwycięstwo przyznawano dwa oczka)) i już nigdy nie wrócił na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej.
Dlatego słowo niespełnienie najlepiej opisuje historię klubowej piłki nożnej w Görlitz, ponieważ zainteresowanie kibiców w mieście było bardzo duże.
W pierwszym sezonie w DDR-Lidze (65/66) Motor mógł pochwalić się średnią frekwencją na domowych meczach na poziomie 5300 widzów, co było trzecim wynikiem w grupie południowej. W sezonie 77/78 – gdy zespół w zasadzie tylko się kompromitował – na trybunach stadionu w Görlitz meldowało się średnio 2618 osób. I to był… najlepszy wynik w tej grupie DDR-Ligi. Lepszy chociażby od Energie Cottbus, które wówczas walczyło o awans do DDR-Oberligi.
O dużym zainteresowaniu może też świadczyć chociażby to, że zwykły sparing z SC Einheit Drezno w 1958 r. ściągnął na stadion ponad 5 tys. kibiców.
***
Być może najważniejszy mecz w historii BSG Motor WAMA odbył się w 1976 r., kiedy do miasta przyjechała olimpijska reprezentacja Kuby, która przygotowywała się do igrzysk w Montrealu w tym samym roku. Oba kraje socjalistyczne żyły w dobrych relacjach, więc NRD zorganizowała Kubańczykom warunki do szlifowania formy przed imprezą docelową.
Goście zza oceanu przyjechali na stadion Ikarusem i skromnie – bo zaledwie 1:0 – ograli gospodarzy, którzy wówczas, jak przez większą część swojej historii, występowali na trzecim poziomie rozgrywkowym w NRD.
Wieczorem w magistracie odbył się bankiet na cześć egzotycznych gości, a organizatorzy wspominali po latach, że Kubańczycy w ogóle nie znali ziemniaków, które podano jako główny dodatek do mięsa i chcieli jeść tylko fasolę, a tej nie było za wiele. Ostatecznie jednak tak zajadali się wieprzowiną, że udało się wybrnąć z opresji. Fasoli wystarczyło dla wszystkich.
Na igrzyskach Kuba nie wyszła z grupy, a po złoto olimpijskie sięgnęła reprezentacja NRD, która w finale ograła Polaków 3:1.
Urząd miasta w Görlitz. (fot. własne autora)
Gdy NRD przeszła do historii i doszło do zjednoczenia Niemiec, to klub zmienił nazwę na Gelb-Weiß Görlitz nawiązując tym samym do przedwojennej tradycji tutejszego sportu i barw Dolnego Śląska, za którego integralną część uważa się nawet niemiecka strona miasta. Zresztą pełna nazwa klubu od 1991 r. na samym początku zawiera słowo Niederschlesischer, czyli dolnośląski. Co ciekawe – przedwojenny Gelb-Weiß Görlitz najważniejsze mecze rozgrywał na stadionie dzisiejszej Nysy Zgorzelec, czyli patrząc z aktualnej perspektywy, po polskiej stronie.
Przez pierwsze dziesięć lat (1990-2000) żółto-biali nieprzerwanie grali w drezdeńskiej lidze okręgowej (Bezirksliga Dresden), a potem awansowali do Landesligi, czyli na piąty (do 2008 r.) a potem – po reformie – szósty poziom rozgrywkowy w Niemczech. Bez wątpienia to był jeden z najlepszych okresów w całej historii klubu. Gelb-Weiß Görlitz w najwyższej możliwej lidze w landzie Saksonia grało nieprzerwanie aż przez 17 sezonów – mogąc pochwalić się wyjątkową stabilnością, jak na klub z byłej NRD. Zespół ze Zgorzelca był z reguły ligowym średniakiem, ale raz finiszował na wysokiej, trzeciej pozycji.
Stała obecność w saksońskiej Landeslidze pozwoliła też żółto-białym rozegrać sporo spotkań z wielkimi, postnrdowskimi markami, które po zjednoczeniu kraju pogrążyły się w chaosie i grały nawet w piątej czy szóstej lidze. Najczęściej było to Chemie Lipsk, ale do Landesligi na chwilę zawitali też lokalni rywale – rezerwy RB Lipsk oraz przede wszystkim Lokomotive Lipsk. Półfinalista Pucharu UEFA i finalista Pucharu Zdobywców Pucharów na mecze ze swoim udziałem w Landeslidze potrafił ściągnąć nawet 10 czy 12 tys. widzów.
Czasy kibicowskiego prosperity w pierwszej dekadzie XXI wieku. (fot. Legion Schlesien)
Przyjazd takich drużyn do Görlitz generował z kolei czterocyfrową frekwencję na tutejszym stadionie. Inna sprawa, że Gelb-Weiß bardzo często plasowało się w czołówce Landesligi, jeśli chodzi o liczbę widzów na trybunach. Klub rozwijał się też na innych płaszczyznach. Miał coraz więcej drużyn młodzieżowych oraz zespół futsalu. Organizował również sporo meczów towarzyskich ze znanymi markami.
Na stulecie piłki w Görlitz w 2009 r., wspomniany wcześniej Jens Jeremies, pomógł zorganizować mecz z wielkim Bayernem Monachium. Bawarczycy, na oczach 7 tys. widzów, wygrali 10:0. Hat-tricka zdobył Thomas Müller. To spotkanie tylko potwierdziło tezę, że historyczne mecze piłkarskie w Zgorzelcu to nie były te rozgrywane w lidze. Przy okazji można więc wspomnieć jeszcze o dwóch starciach z uwielbianym tutaj Dynamem Drezno. Półfinał regionalnego Pucharu Niemiec (Landespokal) w sezonie 2002/2003 oglądało w Görlitz ponad 4000 kibiców, a sparing w 2016 r. 3200. Ten mecz jest zresztą uznawany za ostatnie ważne wydarzenie w historii tutejszej piłki przed katastrofą, której bolesne konsekwencje są widoczne do dzisiaj.
***
Jesienią 2016 r. pierwszy zespół w trybie natychmiastowym wycofano z rozgrywek Landesligi. To pokłosie problemów, które zaczęły się kumulować coraz szybciej i stworzyły kulę śnieżną, która zdmuchnęła futbol w Görlitz. Do klubu nie garnęli się sponsorzy, a specyficzne położenie geograficzne oraz systematyczny odpływ młodzieży do dużych miast powodowały, że coraz trudniej było budować szeroką kadrę zespołu.
Oczywistością było więc sięganie po zawodników z sąsiednich Polski i Czech. Naszych rodaków przez klub ze Zgorzelca przewinęło się ponad 40. W 2016 r. światło w Landeslidze gasił m. in. taki jegomość jak Khady Kazadi-Leonowicz. Urodzony w Kinszasy, ale przez wiele lat grający w Polsce (m. in. w Pogoni Szczecin). Gdy występował we Flocie Świnoujście ożenił się z córką ówczesnego prezesa klubu, stąd polski człon w nazwisku. Wówczas miał zresztą problemy ze strażą graniczną i zalegalizowaniem pobytu w naszym kraju, a jego drużynie w związku z tym groził walkower.
Kilkanaście lat później podobne problemy mieli jego koledzy z Gelb-Weiß Görlitz.
Klub postanowił bowiem nawiązać współpracę z polską agencją menadżerską, która szukała drużyn w Niemczech dla młodych Ukraińców oraz Brazylijczyków. Zarząd zgłosił swoje plany odpowiednim służbom, mając świadomość, że trzeba zachować pełną transparentność korzystając z usług amatorskich zawodników spoza UE (biorąc pod uwagę, że Niemcy są jednym z głównych kierunków migracyjnych). Piłkarze mieli przebywać w Görlitz tylko jako rekreacyjni sportowcy, na co dzień mieszkać w Polsce i nie pobierać żadnego wynagrodzenia. Dostali stosowne pozwolenia i wydawało się, że wszystko jest w porządku.
Niestety pewnego dnia klub odwiedziła policja, zabezpieczając wiele dokumentów i rozpoczynając śledztwo w sprawie nielegalnego zatrudniania Ukraińców, którzy z wystawionymi w Polsce wizami mieli mieszkać i zarabiać w Niemczech (ich niejasny status miał pozwalać na unikanie opłat związanych np. z ubezpieczeniem).
Na rynku w Görlitz. (fot. własne autora)
A niedługo później dwóch Brazylijczyków zostało zatrzymanych w drodze na trening i w konsekwencji spędzili noc w areszcie. Niemcy – w przeciwieństwie do władz polskich – stwierdzili, że piłkarze przekroczyli czas legalnego pobytu w Schengen. Policja tłumaczyła, że tak długie przetrzymywanie zawodników było spowodowane tym, że trzeba było ściągnąć z Drezna tłumacza na język portugalski.
– To byli dwaj 19-latkowie z Brazylii, którzy po prostu marzyli o zrobieniu piłkarskiej kariery i tutaj chcieli ją zacząć. Ufali władzom, byli wcześniej sprawdzani przez policję i nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Nagle, na 1,5 dnia trafili do celi i zostali potraktowani jak przestępcy – wspomina ówczesny trener Fred Wonneberger.
Po tych incydentach o dalszej współpracy nie było już mowy. Brazylijczycy i Ukraińcy uciekli. Klub znalazł się w fatalnym położeniu nie tylko ze względu na stratę wielu piłkarzy, ale także nadszarpnięty wizerunek. Policja na interwencję przybyła w pełnym rynsztunku, w środku dnia i na oczach rodziców, którzy obserwowali swoje dzieci na treningach. Gdy widzisz takie obrazki, to od razu pakujesz kredki i zabierasz swoją pociechę jak najdalej stąd.
Po latach śledztwo zostało co prawda umorzone, ale w Gelb-Weiß Görlitz zdążyli już za całe zamieszanie zapłacić bardzo wysoką cenę. Klub nie miał wyjścia i na początku sezonu 2016/2017 wycofał pierwszą drużynę z rozgrywek Landesligi.
– Oddałem temu klubowi całe serce, być może zaangażowałem się nawet za bardzo, bo żona z reguły musiała sama jeździć na wakacje, ale z wielkim bólem musiałem poprzeć decyzję o wycofaniu drużyny – mówił Wonneberger, który trenował zawodników żółto-białych aż przez osiem lat i był też dyrektorem sportowym.
Miejscowe trybuny w sezonie 1993/1994. (wycinek z FB Legion Schlesien)
Gdy obejmował stery w klubie, to zespół bronił się przed spadkiem, bo poprzednicy próbowali oprzeć skład na lokalnej młodzieży. Bez powodzenia, bo najzdolniejsi już dawno wyjechali na zachód, a struktura demograficzna byłej NRD jest bezlitosna. Piękna fasada Görlitz nie wystarczyła do tego, żeby uniknąć typowych dla tego regionu problemów. Trzeba było sięgać po obcokrajowców.
– Młodzież studiuje, poszukuje pracy, jest przyzwyczajona do dużego miasta, a w okolicach Drezna też mogą sobie znaleźć klub na tym poziomie rozgrywkowym. Oni nie przyjadą do Görlitz tylko dlatego, że ma piękną starówkę i można napić się kawy z fantastycznym widokiem. Potrzeba czegoś namacalnego, namiastki profesjonalizmu – wyjaśniał wówczas Wonneberger. – W Landeslidze zaczyna się prawdziwy futbol. To pierwsza liga już bezpośrednio nastawiona na wyniki i nie da się tutaj rywalizować trenując dwa razy w tygodniu. Dlatego oferta polskiej agencji podsyłającej nam zawodników, których sami opłacali była dla nas idealna. Gdy doszło do zatrzymania dwóch Brazylijczyków przez policję, to wiedzieliśmy, że nie przetrwamy.
W sezonie 2017/2018 drużyna wystartowała w Kreisoberlidze (czyli w 8. Lidze) zajmując tym samym miejsce swoich rezerw. Koszmar się jednak nie skończył, bo rozbity zespół z Görlitz grał fatalnie i spadł do… 9. Ligi. Co prawda możliwie szybko awansował z powrotem, ale w zasadzie do dzisiaj nie otrząsnął się z kryzysu i nadal występuje tylko w Kreisoberlidze.
W tym sezonie jest w górnej połowie tabeli, jednak nic nie wskazuje na to, że włączy się do walki o awans. W ostatnim czasie w mediach zdecydowanie więcej pisało się o nieustannych kłótniach w zarządzie, nazywanych przez dziennikarzy – z racji niskiego poziomu merytorycznej dyskusji – walkami w błocie. Dlatego aktualnie nic nie wskazuje na to, że w najbliższych latach futbol w Görlitz zmartwychwstanie. Możecie tutaj przyjechać, żeby napawać się piękną architekturą albo spacerować śladami gwiazd Hollywood, ale nie dostaniecie nawet namiastki poważnej piłki nożnej.
Od redakcji: wspomniana ksiażka/przewodnik w formie elektronicznej jest dostępna w dwóch miejscach:
Na blogu, w formie klasycznego PDF-a –> klik-klik
W formie tzw. flipbooka (e-book online) –> klik-klik
Symboliczną kawę dla „przewodnika” możecie postawić tutaj, a za każde wsparcie autor z góry Wam dziękuje –> klik-klik
O tym jak powstał przewodnik możecie przeczytać tutaj klik-klik.