Dwa tematy zdominowały pod względem komentarzy kończący się właśnie tydzień. Pierwszy to nieudane referendum w sprawie odwołania władz Gminy Wiejskiej Zgorzelec, a drugi to sprawa wprowadzonych przez nasz kraj kontroli na granicy z Niemcami i Litwą.
W sprawie referendum komentarze nie mogą dziwić i większość cieszę się, że sprawa zakończyła się w ten, a nie inny sposób. Zdaniem komentujących czas na rozliczenie władzy będzie na koniec kadencji, a wcześniej szkoda na to środków. O co zresztą mocno dostaje się organizatorom inicjatywy referendalnej, którym zarzuca się, że gmina straciła przez referendum spore pieniądze. Prawdopodobnie mowa o kwocie ok. 150 000 zł.
Z drugiej strony tworzymy społeczeństwo obywatelskie i skoro zebrano wymagającą ilość podpisów pod wnioskiem, to referendum musiało się odbyć. Jednak jak sprawdziliśmy statystykę: podczas dwóch ostatnich kadencji udaję zaledwie jedna na dziesięć takich inicjatyw (średnia to ok. 14%).
Pod tym artykułem czytelnicy zaczęli też rozliczać osoby, które ewentualnie miały skorzystać z ponownych wyborów, gdyby referendum się udało. Szczególnie mocno dostało się pewnej znanej w naszym regionie polityczce.
Jednak co ciekawe w gminie nie kończą się „wyborcze manewry”. 20 lipca odbędą się wybory w okręgu nr 5 (Gronów i Sławnikowice) gdzie mandat złożył radny Michał Bulak. Natomiast wkrótce, jeszcze nie ma daty, podobne wybory czekają mieszkańców okręgu nr 10 (Osiek Łużycki i Koźlice), gdzie mandat radnej miała złożyć Marta Tylutka.
Drugim równie często komentowany tematem jest sprawa kontroli, jakie polski rząd wprowadził na granicę z Niemcami i Litwą. Oczywiście w naszym przypadku mowa o tym pierwszym sąsiedzie, ale jak na razie wśród czytelników mamy tutaj spory zawód.
Czytając bowiem Wasze wpisy trudno nie odnieść wrażenia, że wiele osób sprawę tę traktuje, że tak napiszemy – honorowo. Licząc, że kontrola wprowadzona przez polskie władze, wprowadzi równie duży paraliż komunikacyjny po drugiej stronie Nysy Łużyckiej, jak ta niemiecka, po polskiej stronie.
Jak na razie tak się nie stało. Polskie kontrole prowadzone są na tyle sprawnie lub prowadzone byle jak, po łebkach - (niepotrzebne skreślić w zależności, zwolennicy, której opcji politycznej oceniają), że większych kłopotów po stronie niemieckiej nie ma.
Wczoraj zanotowano większy niż do tej pory zator, ale wciąż nieporównywalnie mniejszy do tych, jakie tworzą się po polskiej stronie. Spore, nadzieję komentujący pokładają w piątku. I chyba mają rację. Jak poinformowała o 14:00 GDDKiA zator w kierunku Polski na A4 ma już długość 6 km.