O tym, że nasze miasto nie ma problemu z migrantami, najlepiej świadczy to, że do tych „spontanicznych” kontroli granic zabierają się, ludzie, którzy przyjeżdżają tutaj z innych miejsc kraju. Jak widać nawet z Krakowa. - dla zgorzelec.info mówi Rafał Gronicz burmistrz miasta.
Patrząc na komentarze pod różnego rodzaju informacjami o ciężkiej doli przygranicznego miasta, widać, że wielu mieszkańców jest nimi zbulwersowana. Ludzie piszą, że nie chcą, żeby ktoś spoza regionu układał im tutaj życie. Że to prawdziwie niedźwiedzia przysługa dla miasta.
Rafał Gronicz: Oczywiście, że tak. Gdyby było inaczej, gdyby faktycznie działo się tutaj to, co się nam kłamliwie insynuuje, to przecież ludzie wyszliby na ulice. Mieszkańcy Zgorzelca nie są ubezwłasnowolnieni, mają swój rozum i wiedzą, że sytuacja wygląda inaczej. Dlatego granicy „pilnuje” pan Potyczka, wspierany przez przyjezdnych. Kuriozum całej sytuacji dodaje fakt, że nasz „graniczny celebryta” pracuje w Niemczech, tym samym dorzuca się do ich rozwoju gospodarczego, tam odprowadza podatki, po czym w czasie wolnym pilnuje granicy i psioczy na Niemców. Czy to nie przykład hipokryzji?
Wspomniany przez pana członek ROG twierdzi, że jest przez magistrat szykanowany.
Bzdura. Zgodnie z obowiązującymi przepisami zamiar zajęcia pasa ruchu drogowego, a jest nim m.in. chodnik, należy zgłosić i uzyskać zgodę zarządcy, w tym wypadku miasta. Ta procedura obowiązuje wszystkich i oczekuję, że ktoś kto twierdzi, że działa w imię interesu społecznego, tym bardziej będzie działać w zgodzie z zasadami. Skoro zwykły człowiek, który na chodniku sprzedaje marchewkę, truskawki, czy kwiaty z działki, albo wspólnota remontująca elewację muszą uzyskać zgodę na zajęcie pasa ruchu i ponieść opłatę, to dlaczego ma być z tych obowiązków zwolniony ktoś, kto zajmuje sporą część chodnika przy wejściu na most graniczny pomiędzy oboma miastami? Pan Potyczka nie jest szykanowany. Nie każdemu podoba się akcja ROG. Do urzędu wpływały zgłoszenia od zaniepokojonych mieszkańców, że przy moście granicznym stoi jakiś dziwny namiot. Obowiązkiem urzędników jest sprawdzić taką wiadomość, a ponieważ nikt nie zgłosił urzędowi, że postawi namiot, ani nie występował do urzędu o wydanie zgody na zajęcie miejsca, na miejsce wybrali się pracownicy urzędu. Pan Potyczka, koordynator akcji, albo udaje, albo nie rozumie jak funkcjonuje miasto i uważa, że mu się wszystko należy, bo nazwał się „obrońcą”. Podał urzędniczce własne dane i to była jego decyzja, że chce być stroną postępowania administracyjnego. Ruch Obrony Granic jest najwyraźniej nieformalną, czy samozwańczą organizacją. Gdyby było inaczej pan Potyczka skierowałby nas do kogoś odpowiedzialnego, kto nie dopilnował formalności.
Wczoraj odbyło się kolejne spotkanie z Wojewodą. Jak sytuacja u nas wygląda od strony służb?
Naprawdę spokojnie i bezpiecznie. Nie licząc pogłosek o interwencjach samozwańczego patrolu ROG, który podobno zatrzymywał ludzi przechodzących przez most, choć nie ma do tego prawa. Mam wielką nadzieję, że stacjonarne punkty kontroli granicznych wkrótce zakończą działalność, bo ich obecność niczego nie rozwiązuje, za to utrudnia życie mieszkańcom pogranicza. Liczę, że rządy Niemiec i Polski dojdą do porozumienia, zmieniając sposób walki z przemytem ludzi. Przecież to, co wymyślili sobie Niemcy, jest sporą naiwnością.
Co ma pan na myśli?
Polska nie jest krajem na tyle atrakcyjnym dla migrantów, aby stać się docelowym miejscem ich wędrówki. Szczególnie, że wielu z nich idzie na Zachód, do Niemiec, Francji, Szwecji, bo są tam już ich bliscy lub znajomi, a opieka socjalna jest nieporównywalna do polskiej. Jeżeli nawet pojawiają się w naszym mieście jacyś migranci, to albo są właśnie w podróży za Nysę Łużycką, albo - odesłani do nas - szukają innej możliwości przejścia przez granicę. Wasza redakcja nawet opisywała przypadek migranta, który został zatrzymany dwu, czy trzykrotnie, a później co? Cisza. Zapewne w końcu mu się udało. Trzeba też pamiętać, że uszczelniona granica na wschodzie Polski jest coraz trudniejsza do przebycia. Od marca tego roku polski rząd zawiesił czasowo prawo azylowe dla nielegalnie przekraczających granicę. Złapani wracają na wschód. Migranci są też świadomi, że w Polsce czeka ich pobyt w strzeżonych ośrodkach, bardzo ograniczone możliwości uzyskania azylu i wiele problemów. Nie chcą tu zostawać, niewielu się na to decyduje.
Ale wie pan, że zaraz ktoś tak przekręci pana wypowiedź o zakończeniu kontroli, że panu zależy, bo mieszka pan w Niemczech.
Hahaha, wiedziałem, że o to zapytacie. Znam dwie wersje tej legendy, która na stałe towarzyszy mi od ostatnich wyborów, ale pojawiała się już kiedyś. Pierwsza mówi, że mam w Niemczech dom z basenem. Niestety, muszę to zdementować. Nie mam ani domu z basenem, ani domu bez basenu. Według drugiej, rozpowszechnianej m.in. przez lokalnego przedstawiciela ROG i pewnego posła RP, mieszkam gdzieś niedaleko granicy, dostałem mieszkanie albo kupiłem… To nawet nie nadaje się do komentowania. Nie, nie mieszkam w Niemczech. Jestem polskim burmistrzem, który od dziecka, z przerwą na studia, mieszka w Zgorzelcu. Od lat mieszkam w tym samym miejscu, na tej samej ulicy, w domu wybudowanym przez mojego ojca. Co więcej, nigdy nie mieszkałem za granicą …