„Chciałabym, żeby po zamknięciu książki czytelnik pomyślał: Ale to było dobre” — Agnieszka A. Milewska przed premierą „Zaplątanej w porwanie”.
W jej kryminałach napięcie narasta powoli, by w odpowiednim momencie eksplodować emocjami. W drugiej części serii „Zaplątana” autorka z Bogatyni łączy lekkość stylu z mrokiem ludzkich wyborów.
„Zaplątana w porwanie” ukaże się 5 grudnia 2025 r. w wydawnictwie Brda, a Agnieszka A. Milewska zdradza, dlaczego Wilk i Magda stali się jej ulubionymi bohaterami i jak cienka bywa granica między dobrem a złem. Rozmowę z pisarką przeprowadził Kamil Stemler.
"Zaplątana w porwanie" będzie miała swoją premierę 5.12.2025, a już teraz książę nabyć można w przedsprzedaży. Jest to druga część cyklu. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w kontynuacji historii znanej już czytelnikom z pierwszej książki?
A. Największym wyzwaniem zawsze jest znalezienie wydawcy. Wbrew pozorom, napisanie historii jest łatwe i tu nie było dla mnie większych problemów. Tę część napisałam w pół roku, a więc dosyć szybko. Jednak znalezienie wydawcy takiego, któremu zależy i na książce i na autorze, to już wyższa szkoła jazdy. Nie chciałam kontynuować współpracy z poprzednikiem, ale się udało. Dostałam się do świetnego wydawnictwa Brda, w którym współpraca na każdym etapie, to marzenie.
Czy druga część jest bezpośrednią kontynuacją fabuły, czy raczej samodzielną opowieścią w tym samym uniwersum?
A. Jest to seria, więc ma wspólnych bohaterów i są nawiązania do poprzedniej części. Opowieść zaczyna się dwa miesiące po pierwszej części. Jednak chciałam, żeby każda książka miała własną historię. Można czytać drugą część bez sięgania po pierwszą. Chociaż ja zawsze zachęcam do sięgnięcia po obie, żeby wyraźnie zobaczyć całość.
Skąd wziął się pomysł na temat porwania - czy inspirowałaś się prawdziwymi wydarzeniami, czy to w pełni fikcyjna intryga?
A. Staram się nie ruszać prawdziwych zdarzeń kryminalnych, bo może być to dla mnie w jakiś sposób niebezpieczne. Moje książki to czysta fikcja. Jednak zawsze trzeba się czymś inspirować. Dawno temu oglądałam film o tym, jak młoda dziewczyna zostaje uprowadzona za granicę i sprzedana do domu publicznego. Nie oglądam tego typu filmów. Są dla mnie za mocne, za ciężkie. Tamten obejrzałam i niektóre sceny pamiętam do dziś. „Zaplątana w porwanie” nie jest ciężkim kryminałem, pozostaje w moim lekkim stylu, ale ma kilka mocnych fragmentów, które przypominają mi tamten film i powodują gęsią skórkę.
Kryminał to gatunek wymagający precyzji. Jak wyglądał proces planowania fabuły - od pomysłu do gotowego manuskryptu?
A. Zawsze, zanim usiądę do pisania kolejnej książki, mam w głowie kilka podstawowych obrazów – wiem, kto i dlaczego, wiem jak wygląda zakończenie. Później układam plan, punkty, wokół których buduję rozdziały i sklejam w całość. Zawsze się śmieje, że książka to takie opowiadanie. Tylko trochę dłuższe.
Czy w „Zaplątanej w porwanie” pojawiają się nowe postaci? Czy są tylko te same, co w pierwszej części? Jeśli tak, które z nich szczególnie się rozwinęły?
A. Akcja rozgrywa się w innym miejscu i owszem jest kilka dodatkowych postaci. Jest nowa pani detektyw, która pomaga bohaterom, ale jest postać, którą bardzo lubię i do której na pewno wrócę w kolejnych częściach – tajemnicy, niebezpieczny, charyzmatyczny, jednocześnie sympatyczny przestępca, który jest „wyciągnięty” z przeszłości Wilka.
W tej części jest więcej Wilka oraz Marka. To są moje ukochane postacie – nie Magda, ale nieoczywisty, nieobliczalny, były przestępca Rafał Wilk, który ma wiele za uszami, oraz jego alter ego, czyli chodzące dobro, policjant Marek Mada. Uwielbiam tych chłopaków i relacje między nimi.
Rozwija się tu też relacja pomiędzy Magdą a Wilkiem. Jest na pewno dojrzalsza.
Wielu pisarzy mówi, że podczas pisania bohaterowie „zaczynają żyć własnym życiem”. Czy podobnie jest z bohaterami serii Zaplątana?
A. Tak, zawsze się z tego śmieję, że bohaterowie robią ze mną, co chcą. Trzymam się planu i wiem, jaka będzie kolejna scena. Jednak często wchodzę w jakiś dialog pomiędzy postaciami i okazuje się, że zbaczamy z zaplanowanego przeze mnie toru i idziemy w zupełnie innym, nowym kierunku, a potem się okazuje, że to też jest dobre. A do zaplanowanej sceny zawsze mogę wrócić lub ją nagiąć do tego, co powstało. Najlepsze rzeczy wychodzą wtedy, gdy ich nie kontroluję, gdy postacie moich książek zaczynają żyć własnym życiem.
Co chcesz, aby czytelnicy poczuli po zakończeniu tej historii - napięcie, refleksję, może katharsis?
A. Od początku tworzę dla rozrywki i relaksu. Moje historie mają dobre zakończenia, pomimo kilku mocnych scen. Akcja Zaplątanej zawsze zaczyna się pomału, żeby w odpowiednim momencie mocno przyspieszyć i trzymać poziom do końca. Każdy rozdział ma być mocniejszy. Chciałabym, żeby po przeczytaniu w tej książki, czytelnik zamknął ją z bijącym sercem, pogładził dłonią okładkę i pomyślał: „Ale to było dobre”, a za jakiś czas wrócił do niej po raz kolejny. Wiem, że w przypadku „Zaplątanej w morderstwo”, czyli pierwszej części, czytelnicy czytali ją po kilka razy. I to jest piękne.
Jakie tematy oprócz samego wątku kryminalnego chciałaś poruszyć w tej książce - relacje rodzinne, moralne dylematy, społeczne tło?
A. Absolutnie nie jestem osobą, która mogłaby kogoś pouczać, czy umoralniać. Jednak w tej części bardzo poważne kłopoty ma aspirant Marek Mada. Mój idealny policjant, musi zdecydować, czy przekroczy cienką granicę pomiędzy prawem a samowolką. Chciałam pokazać, że praca policjanta nie jest łatwa. Mam przywilej znać dwóch policjantów i wiem, że to bardzo niewdzięczna, niebezpieczna praca, w której dobro i zło się ze sobą mieszają i nie zawsze jest prosta decyzja, jeśli chodzi o to, co jest faktycznie dobre, a co złe.
Tak jak w poprzedniej części, moja grupka ma pomiędzy sobą bardzo silne więzi i bardzo lubię ich relacje. Rodzina to nie zawsze pokrewieństwo krwi.
Czy możesz zdradzić, czy planowana jest trzecia część serii?
A. Trzecia część tak naprawdę została napisana w 2023 roku i czeka na swoją kolej. Jeśli „Zaplątana w porwanie” dobrze się sprzeda, prawdopodobnie „Zaplątaną w rodzinne tajemnice”, czyli trzecią część, będziemy mogli przeczytać na jesień 2026 roku. Planuję 7-8 części serii, ale zobaczymy, jak wszystko się rozwinie. Jestem po kwietniowym debiucie i wszystko dopiero nabiera rozpędu.
Nad czym obecnie pracujesz? Czy w planach masz kolejne powieści w tym samym gatunku, a może chciałabyś spróbować czegoś zupełnie nowego?
A. Niedawno skończyłam pisać kolejny kryminał i w tej chwili przygotowuję się do pisania kolejnego niezwiązanego z Zaplątaną, czyli „Martwego Tematu” 2. Ten kryminał powstał jakiś czas temu i należy mu się kontynuacja, która mnie woła. On w odróżnieniu od Zaplątanej jest mocniejszy, brudniejszy, szaro bury i nie zawsze przyjemny. Uważam, że to moja najlepsza książka i prosi się o dalsze losy, ale musimy na nią jeszcze chwilę zaczekać. Po nim pewnie wrócę do Zaplątanej 4, której plan już od dawna mam rozpisany. Odeszłam od niej na jakiś czas, ale chciałabym wrócić.
Kryminał to mój ukochany gatunek. Nie musi być brutalny i wulgarny. Pociąga mnie zagadka i dobra zabawa. Lubię, kiedy między bohaterami iskrzy, kiedy jest napięcie, kiedy coś się dzieje. W Zaplątanej jest wątek romantyczny, w kolejnych książkach już bardzo okrojony, bo nie on jest najważniejszy. Nie widzę się w innym gatunku. Niech piszą go lepsi ode mnie, zdolniejsi, z inną wyobraźnią i wrażliwością, którzy kochają inne historie. Mnie pociąga walka ze złem i robię to w kryminałach.
Od jakiegoś czasu raz w miesiącu, jako jeden z autorów publikuję teksty do Tostera Pandory. W listopadzie poruszę temat tego, dlaczego pociągają nas kryminały i zbrodnie w książkach, w październiku pisałam o poziomie czytelnictwa w Polsce. Te teksty sprawiają mi ogromną frajdę.
A prywatnie - co dla Ciebie oznacza sukces książki? Liczba sprzedanych egzemplarzy, opinie czytelników, a może własne poczucie satysfakcji z dobrze opowiedzianej historii?
A. Liczba sprzedanych egzemplarzy jest niewątpliwe znacznikiem sukcesu i dla autora i dla wydawcy – jeśli sprzedaż jest duża, znaczy, że ludzie chętnie sięgają po książkę. Opinie mogą być naprawdę różne. Nie wszystkim się wszystko podoba i ja to rozumiem. O tym, czy historia została dobrze opowiedziana, również decydują czytelnicy. To jest chyba najbardziej stresujący moment – pierwsze opinie po wypuszczeniu książki na rynek.
Dla mnie prywatnie największym sukcesem jest wydanie kolejnej książki oraz to, że czytelnicy czekają na „Zaplątaną w porwanie”. Nie piszę dla siebie. Nie zależy mi na trzymaniu książek u siebie. Piszę dla ludzi. Dla czytelników. Dla ich frajdy, odpoczynku, relaksu. Sukcesem jest to, że coraz większa grupa ludzi, czeka z niecierpliwością na kolejną moją książkę.
Ogromnym sukcesem dla mnie jest też to, że podpisałam ostatnio umowę na 2026 rok, na kryminał niezwiązany z Zaplątaną, „Kim jestem”. Mamy listopad, a ja już myślę o wiośnie i kolejnej książce, która zobaczy światło dzienne i mam plany do 2027 roku włącznie. I mam nadzieję, że nazwisko Milewska będzie kojarzone z dobrymi książkami. A jak będzie? Czas pokaże.